moja przeboska wełna przyszła w zgrabnym paśmie, mocno skręcona. wyglądała szalenie malowniczo. a że nie miałam pod ręką pomocnych ramion małżonka, który by to pasmo dzielnie trzymał podczas przekłębkowywania, postanowiłam niewiele myśląc dokonać przeobrażenia sama. zawiesiłam sobie pasmo w kuchni na relingu szafki i zaczęłam zwijać kłębek. pasmo spadło. zadzwonił telefon. zagadałam się. wędrując do kuchni wlazłam w pasmo i stworzyłam malowniczą, ach jakże malowniczą, plątaninę. koszmarną plątaninę.
|
kauni plątane. kłębkozmagania w toku, urobek w szufladzie na sztućce. w rogu zdjęcia widać moja ukochana skrzynię na medievalsy, prezent ślubny. i obiad w piekarniku |
|
kauni plątane w zbliżeniu |
na rozplątanie tej magicznej platawicy poświęciłam cały dzień ( z przerwą około ośmiogodzinna na opiekę nad ciężarna psiapsiułą). skończyłam o 1:32 w nocy. teraz mam śliczny, zgrabny duży kłębek. (pasmo ważyło 238 gramów).
i teraz dylemat. wełna okazała się strasznie ale to strasznie kolorowa. trochę przerażająco kolorowa. piękna ale nieco zbyt:] i nie wiem co z niej zrobić. owszem, miewam niekiedy, (no dobra, często) jazdy na delikatnie mówiąc odważne połączenia kolorystyczne, jednak nie chcę przesadzić przy projekcie z kauni. co zatem proponujecie z niej zrobić?
grubość moje włóczki - 400m/100g, waga motka - 238g.