kupiłam krosna. w maju. na końcu świata, bo w Kostrzynie nad Odrą.
miałam je odebrać w czerwcu przy okazji turnieju w Międzyrzeczu - nie wyszło ze względów żylno-chorobowych. drugim podejściem była próba przewiezienia ich przez znajomych (tu chylę czoła przed Rybą) na grunwald - nie zmieściły się do busa.
więc w końcu sami ruszyliśmy w trasę.
pojechaliśmy po nie w piątek, zrobiliśmy prawie tysiąc kilometrów spędzając w samochodzie coś koło 17 godzin. wiem już, że się da pojechać pod granicę z Niemcami i wrócić za jednym razem. wiem też, że to nie jest do końca rozsądne i raczej nigdy w życiu nie będę chciała takiej epopei powtarzać.
wiem też, że mój pan mąż, który był naszym jedynym kierowcą jest wspaniały.
bałam się, że będą gigantyczne. są zaś niemal kompatybilne z samochodem, gdyby ramki udało się nam rozłożyć na deski spokojnie weszłyby do bagażnika. (ramki musiały jednak jechać na dachu). po złożeniu nie powinny przytłoczyć pokoju, w którym będą stały (a który miał być w planie naszą sypialnią - jak już mówiłam, mój pan mąż jest wspaniały - nie protestował przed zmianą planu zagospodarowania przestrzeni w mieszkaniu).
nie polecam mimo wszystko drogi krajowej numer 22 (choć ruch jest niewielki nawierzchnia jest fatalna).
chwilowo nabytek leży w piwnicy, w sobotę po południu, gdy już się wyspaliśmy, przenieśliśmy całość z garażu do domu. teraz muszę jeszcze tylko uprzątnąć przestrzeń w pokoju krośnianym i możemy przystąpić do składania ich w, mam nadzieję działającą, machinę. nie wiem czy są kompletne. pan Waldemar, od którego je kupilam, też nie był tego pewien. ale wyglądają zacnie bardzo.
na zdjęciach proces montowania ładunku na dachu (pan mąż i pan Waldemar) i szybki rzut oka do bagażnika.
fajnie, fajnie :)))
OdpowiedzUsuńCzekam na relację ze składania i testów gdyż interesuje mnie to bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Ciesze się, że dojechały, wreszcie, szczęśliwie :)
OdpowiedzUsuńano w końcu się udało:]tylko się jakoś nie mogę zabrać do skonstruowania ich w całość w chałupie:]
OdpowiedzUsuń