podczas ostatniego weekendu uczyłam się w Pracowni na Kaszubach jak prząść wełnę na wrzecionie i kołowrotku. Spotkanie było urocze! i bardzo wiele się nauczyłam. okazało się, że moje wrzeciono jest jednak odpowiednie i udaje mi się prząść na nim coraz cieńszą i coraz równiejszą co najważniejsze wełnę:]
czekam teraz na mój pierwszy, własny kołowrotek.
zatem, gdy tylko uprzędę nieco więcej, a kołowrotek przybędzie dorobię zdjęcia:]
wtorek, 29 czerwca 2010
wtorek, 22 czerwca 2010
purpiont. progres
wzięłam się poważnie za purpiont małżonka (po prawdzie żeby zmienić sobie kolor roboty - wykańczam bowiem fioletowo-żółta houppelandę). purpoint jest z czarnej, strzyżónej, kaszmirowej wełny (wygląda nieco jak aksamit), na lnianej podszewce. w wypełnieniu mamy len w płatach, wełnę w płatach i ręcznie robiony filc. pikowanie niestety chyba będzie maszynowe, ale poprawione ręcznie.
przygodę z szyciem tego ciucha popieram wszechwiedzą internetu, szczególnie tym opracowaniem. niestety z rozpędu zrobiłam parę błędów - jeden w korpusie: plecy są cztero- zamiast dwuczęściowe (niepotrzebny szew pionowy, jednak zabrakło mi wełny by zrobić poprawkę), oraz kilka poważniejszych w rękawach.
wykrój rękawów jest koszmarny, zważywszy na mój nie najlepszy zwyczaj nie produkowania papierowych wykrojów. mażę sobie od razu wszystko na tkaninie i nie zwróciłam uwagi na kilka istotnych, jak się okazało szczegółów.
po wyrysowaniu wszystkiego (żałuję, że nie zrobiłam zdjęć przed skrojeniem) wydawało mi się, że niektóre rozwiązania techniczne są bez sensu i nie będzie to odpowiednio działało. jednak po zszyciu wszystkich elementów (oraz dodaniu kilku nowych ze względu na babole przeze mnie popełnione) rękawy działają zadziwiająco dobrze, a podkrój łokci jest po prostu boski!
jutro od rana czekają mnie zabawy z houppelandą, natomiast po pracy zamierzam przepikować i pozszywać części purpointa oraz zrobić guziki. na weekend natomiast planuję wykończenia. (trzymajcie kciuki za te ambitne plany)
przygodę z szyciem tego ciucha popieram wszechwiedzą internetu, szczególnie tym opracowaniem. niestety z rozpędu zrobiłam parę błędów - jeden w korpusie: plecy są cztero- zamiast dwuczęściowe (niepotrzebny szew pionowy, jednak zabrakło mi wełny by zrobić poprawkę), oraz kilka poważniejszych w rękawach.
zdjęcie z sieci
po wyrysowaniu wszystkiego (żałuję, że nie zrobiłam zdjęć przed skrojeniem) wydawało mi się, że niektóre rozwiązania techniczne są bez sensu i nie będzie to odpowiednio działało. jednak po zszyciu wszystkich elementów (oraz dodaniu kilku nowych ze względu na babole przeze mnie popełnione) rękawy działają zadziwiająco dobrze, a podkrój łokci jest po prostu boski!
jutro od rana czekają mnie zabawy z houppelandą, natomiast po pracy zamierzam przepikować i pozszywać części purpointa oraz zrobić guziki. na weekend natomiast planuję wykończenia. (trzymajcie kciuki za te ambitne plany)
wtorek, 15 czerwca 2010
będę prząść
mam nowy plan na rekonstrukcję. ponieważ moje naailbindingowe skarpety zaczynają wyglądać i działać jak skarpety postanowiłam zrobić sobie włóczkę do dziergania. w tym celu poczyniłam badania na temat przerobu wełny we włóczkę. uzbrojona w wiedzę teoretyczną, (którą w ostatni weekend czerwca przekuję w wiedzę praktyczną w Pracowni na Kaszubach), zaczęłam poszukiwać surowca, czyli runa owczego. tu niezastąpiona okazała się Katedra Hodowli Owiec i Kóz olsztyńskiego Uniwersytetu, która przekazała mi strzyżę :] z hodowanych owieczek
zdjęcia pochodzą ze strony Uniwersytetu
odebrałam dziś pierwszą partię strzyży. jest zapakowana w worki i wymieszana. wymaga czyszczenia, prania, gręplowania i w końcu przędzenia. zatem przede mna jeszcze mnóstwo pracy.
piątek, 4 czerwca 2010
naailbinding. skarpetki
udało się:] w końcu zrobiłam skarpetkę (na razie jedną), która wygląda jak skarpetka i działa! druga już jest w produkcji. użyłam stu procentowej, szarej włóczki wełnianej, a że jest ona dość gruba, robi się szybko i szybko widać efekty pracy. jedynym jej minusem jest cena, niestety, oraz to, że schodzi dość szybko. na jedną skarpetę zeszło mi około 1/3 kłębka.
skarpeta jest jeszcze daleka od doskonałości. przy pięcie udało mi się stworzyć małą strefę chaosu (tak jak w zielonej rękawiczce), jednak po poprawkach zbytnio jej nie widać. ścieg, którym pracuję wydaje mi się moja własną interpretacją ściegu oslo - niby uczyłam się oslo właśnie i pracuję wg tej instrukcji, jednak moje pętelki wygladają inaczej niż wszystkie inne robione oslo.
skarpeta jest bardzo miękka i dość rozciągliwa, tolerancja rozmiarów to od 39 (moje stopy - jest ciut przydługa) do 42 (a pewnie i więcej).
w planie mam jeszcze rękawiczki trójpalczaste z tej samej wełny.
skarpeta jest jeszcze daleka od doskonałości. przy pięcie udało mi się stworzyć małą strefę chaosu (tak jak w zielonej rękawiczce), jednak po poprawkach zbytnio jej nie widać. ścieg, którym pracuję wydaje mi się moja własną interpretacją ściegu oslo - niby uczyłam się oslo właśnie i pracuję wg tej instrukcji, jednak moje pętelki wygladają inaczej niż wszystkie inne robione oslo.
skarpeta jest bardzo miękka i dość rozciągliwa, tolerancja rozmiarów to od 39 (moje stopy - jest ciut przydługa) do 42 (a pewnie i więcej).
w planie mam jeszcze rękawiczki trójpalczaste z tej samej wełny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)