czwartek, 29 listopada 2012

rękawiczki z malabrigo

czekając na czas snucia krosien (i montowania krosien moich pięknych dużych i wspaniale zakonserwowanych^^ yay!) pokazuję mój dodatkowy urobek z warsztatów w Łucznicy. siedziałyśmy wieczorami w pokoju naszym, we cztery i każda z nas coś sobie dziergała. ze względu na dość dziwny (moim zdaniem) przepis/zasadę, mówiącą o "zakazie" przebywania w pracowniach po kolacji (po 18) musiałyśmy sobie jakoś wieczory zorganizować.
Ekipa z Łucznicy jakby nie było zapewniała nam rozrywki - bardzo bardzo zacne (kino w konferencyjnej, świetny hiszpański film Nieświadomi, oraz nocne wypały ceramików w rekonstrukcyjnym średniowiecznym piecu jamowym!); jednakowoż zajmowałyśmy się sobą również same.
Kasia-Rybka dziergała chustę (zdjęcie poglądowe nieco później), Kasia heklowała aniołki (poinstruowana przez nieocenioną panią Anię, która wie wszystko), Asia zaś robiła swoje przemycone krajki. a ja kończyłam moje zapasy malabrigo!
ponieważ odkryłam, że lubię dziać rękawiczki - udziegiwałam rękawiczki w formie mitenków.




jedna, dłuższa para ma już swojego nowego właściciela i grzeje łapki Eli Kuny Domowej, zaś już zupełnie zupełne końcówki przerabiam jeszcze na krótkie łapkogrzejki.

malabrigo jest cudowne. ekstra miękkie i ekstra kolorowe. obawiam się tylko, że w dużej powierzchni (swetra, a taki mi się marzy okrutnie, będzie zbyt pstrokato paciasty).

poniedziałek, 26 listopada 2012

łańcuszek . wyróżnienie od Sarenzir


dostałam zestaw pytań:

1. Daleka podróż samochodem czy pociągiem?

to zależy. jeśli do wyboru mam pkp to wybieram samochód, jeśli natomiast kolej cywilizowaną - zdecydowanie kolej

2. Wchód czy  Zachód - co bardziej fascynuje Cię podróżniczo?

i wschód (Syberia, wschód bliski i daleki, Japonia, Nowa Zelandia i Australia), ale też zachód (Stany i Kanada - bez Ameryki Południowej, Bawaria, Dolina Loary, Hiszpania)

3. Historia czy fantastyka naukowa?

zdecydowanie fantastyka

4. Lew czy tygrys?

tigr, najlepiej syberyjski

5. Naturoterapia czy medycyna tradycyjna?

tradycyjna, konwencjonalna, big pharma. (dużo jej zawdzięczam)

6. Kolacja w klimatycznej knajpce czy grill w ogródku ?

zależy od nastroju

7. Filharmonia i koncert ulubionego kompozytora  czy koncert na stadionie ulubionego zespołu?

Koncert stadionowy

8. Feeria barw czy stonowana kolorystycznie kompozycja ?

im więcej, tym lepiej - ale wszystko jest zależne od mojego nastroju

9  Terenówka czy auto sportowe?

terenówka

10. Urlop w kurorcie czy wycieczka objazdowa?

ani jedno, ani drugie :] tanie linie i tanie hostele w ciekawych miejscach. nie lubię turystyki zorganizowanej

11. Bardziej perfekcyjna pani domu czy bardziej bałaganiara ?

patologiczna bałaganiara, której celem jest być boginią w kuchni

niedziela, 25 listopada 2012

Akademia Łucznica

wróciłam. przez ostatni tydzień bawiłam na kursie tkactwa tradycyjnego w Akademii Łucznica w Łucznicy niedaleko Pilawy (pod Warszawą). Maiłam najfantastyczniejsza z możliwych nauczycielkę- panią Anię Bałdygę i najfantastyczniejsze z możliwych współspaczki - Kasię-Rykę, Kasię i Asię.

uwaga lojalnie ostrzegam, zdjęć będzie bardzo bardzo dużo.

wieś Łucznica jest bardzo niewielka - spacer od tablicy do tablicy  zajmuje jakieś 30 minut


kurs (trzeba dodać że był to kurs zawodowy, dający możliwość otwarcia własnej pracowni) odbywał się w bardzo zacnym, acz lekko zaniedbanym dworku. taki standard kolonijny, przynajmniej w budynku hotelowym (czworaki). skrzypiące parkiety, boazerie w pokojach, pokoje wieloosobowe (czwórki) i łazienka na korytarzu do wspólnego użytku (acz odnowiona i bardzo czysta). w cenie kursu jest zakwaterowanie i wyżywienie- panie kucharki bardzo się starają i jedzenie jest pyszne.

budynek główny ośrodka- tu mieszczą się sale konferencyjne, sala kominkowa, kuchnia, stołówka, część pokoi gościnnych i administracja

pracowania tkacka mieści sie w budynku hotelowym ( w drugim skrzydle) i jest dość obszerna. Akademia dysponuje pięcioma warsztatami tkackimi - cztery są pełnowymiarowe, drewniane i lekko podgryzane przez drzewne żyjątka, ostatni jest metalowy (głośno pracujący) i nieco mniejszy.

a to już ja męcząca metalowe krosna

i jeden z drewnianych warsztatów


kurs zaczyna się od wprowadzenia do materiałoznawstwa i omówienia części składowych warsztatów. po pięciu dniach tkania i co ważniejsze przygotowywania krosien do pracy odkryłam z zadziwieniem, że moje duże domowe krosna są boskie. i że nie będzie mi tak ciężko je złożyć i przygotować do pracy. i że wszystkie części krosien, choć wyglądają na bardzo prowizoryczne (vide krzyżulec związany kawałkiem sznurka czy szmatki) są tak na prawdę w pełni przemyślane i nie można ich było wykonać lepiej.

krzyżulec podczas nakładania osnowy na krosna
nauczyłam się podczas kursu jak wykonać osnowę (yay!) i co ważniejsze jak osnuć krosna (jeszcze większe yay!) i jak tkać prosty splot płócienny na przykładzie szmacianego dywanika i wełnianego bieżnika. przez chwilę również przysiadłam do czteronicielnicowych jednak okazało się to dla mnie totalnym kosmosem (a nauka tkania dwuosnowówek i czteronicielnicówek jest tematem drugiego stopnia kursu).

nakładamy osnowę



a tu snujemy juz same - Asia i Kasie-Rybka
zrobiłam osnowę na moje własne krosna, leży teraz bezpiecznie w sypialni-pracowni i czeka na chwilę wolnego kiedy to z pomocą Pana Męża zmontuję moje krosna. ^^

sporo jeszcze zostało do opowiedzenia o kursie, zatem ten post będzie miał część drugą. ^^

piątek, 16 listopada 2012

rękawiczki

poszły już w świat, stąd zdjęcia bardzo kiepskie, na szybko przy suszeniu zrobione. w komplecie z szalikiem i czapka. wszystko z tęczowej kauni.

znikam teraz na tydzień w wielki świat. warszawa a chwilę później przystanek w Łucznicy na kursie tkackim.

UPDATE: rękawiczki są do wzięcia