troszkę mi się rękodzieło odwleka. niektóre projekty już rozpoczęte, inne dopiero w stadium materiałów. mój renesansowy gorset w połowie przepikowany. haft chwilowo leży odłogiem, a nowe buty na grunwald mają postać dwóch płatów skóry. pakuję prezenty, ale też nieco opornie i dość powoli. h wersjach (składnikowych i przepisowych). te na śmietanie wyszły bardzo maślane, te na mleku pieruńsko słodkie (zabrakło mi zwykłego cukru więc dosypałam cukru pudru). korci mnie jeszcze wypróbowanie melasy i miodu. ale nie dziś. dziś mój żołądek zawiązał się w chińskie osiem, boli i nie puszcza.
jeszcze krótkie opisanie "szkolenia" czyli wyjazdu na zwiedzanie sejmu i senatu. kompletna porażka. biuro poselskie miłej skądinąd pani poseł nie ma pojęcia o organizowaniu wyjazdów. przegoniono nas po korytarzach sejmu, pokazano drzwi do senatu i zapakowano do autobusu. po drodze odwiedziliśmy (podczas idiotycznego postoju) najbardziej obskurny bar przy siódemce. makabra.
towarzyszyły nam studentki uniwersytetu trzeciego wieku. szanuję starszych ludzi i nie mam wobec nich uprzedzeń. naprawdę. jednak obiecałyśmy sobie (mój symbiont Ania i ja) że jeśli bedziemy się zachowywać w taki sposób, jak nasze (nieliczne na szczęście, większość pań była super) towarzyszki podróży, to obie strzelimy sobie we łby. był to niezwykle dosadny popis chamstwa i arogancji. brrr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz