poniedziałek, 12 sierpnia 2013

dawno mnie nie było

od wyjazdu na Hainekena trochę się porobiło i mam kilka zaległych postów, sukcesywnie je powrzucam.
nadal rozbijamy się festiwalowo, sporo się dzieje na drutach, trochę się dzieje również na balkonie:] po drodze robiłam również redakcję i korektę tekstów o teorii tańca. nigdy nie sądziłam, że notatki z wykładów z teorii językoznawczych jeszcze kiedyś mi się przydadzą.

nowa praca wydaje się już obłaskawiona, i już zaczyna mi powoli powszednieć. na pewno nie jest to moja ostatnia ostateczna praca ^^

właśnie wróciliśmy z coke festival w Krakowie (mimo, że obiecaliśmy sobie, że w tym roku do Krakówka się nie będziemy wybierać). ale Flo. a ja się jaram Flo, jak trawa na wiosnę.

pit stop w stolicy, jak zawsze na głowie Eli i Andrzeja. Naszym przyjaciołom powiększyła się ostatnio rodzina o dwóch, przecudnej urody chłopaków.


Dżersej i Louis, Sinkoty. Adoptowane dzięki akcji SinClubu. same słodkości, miauczące, bawiące się i w ogóle kochane.

spędziliśmy z nimi jeden wieczór i jeden poranek najgorętszego dnia tego lata, i jak zawsze w towarzystwie Kuny i TŻeta jej było nam szczególnie zacnie.

ruszyliśmy w drogę Polskim Busem (niezmiennie uwielbiam) i PKP (nie najgorzej). wśród stada dziewoi upstrzonych brokatem i w wiankach na głowach, czuliśmy się nieco nie na miejscu. takiego tłumu na peronie dawnom już nie doświadczyła.
Kraków, jak zawsze magiczny. mimo, że upał, mimo że nie było czym oddychać, mimo tłumu wszędzie. mieszkaliśmy tym razem na Kazimierzu, w ulubionym Moon Hostelu.

Coke Festival - taki mniejszy HOF. podobne rozwiązania logistyczne, smyczki i plany koncertów w dodatku do opasek. i festiwalowe autobusy również, aczkolwiek nieco gorzej zaplanowane niźli w Gdyni.
dwie sceny,niezłe nagłośnienie, niezły line-up. Biffy Clyro i Florence. Ogień. przezacne koncerty.



tym razem zrobiliśmy sobie leniwy Kraków, bez zwiedzania, za to z małymi wizytami w ulubionych miejscach. Obiad w Gruzińskim Chaczapuri , deser w pijalni Wedla na Rynku i najlepsze na świecie lody na Starowiślnej (na przeciwko hostelu!). plus nocna wyprawa tramwajem i spacery po Rynku.
małe-duże zakupy w likwidowanym empiku i do domu.

to był dobry weekend.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz