właśnie skończyłam przegląd zasobów tkanin:] nic, nic nie kupuję:] mam tyle tkanin w szafie i w skrzyni, że chyba nic się już nie zmieści. o dziwo, jak nigdy, brakuje mi lnów, za to wełny ci u mnie dostatek.
stąd pomysł na drugi pourpoint małżonka. pierwszy, nie najgorszy:], jednak nie jest doskonały, zatem mam plan zrobić drugi. wypatrzyłam już w moich zbiorach ładny kawałek rudej wełny:] tylko nieco przeraża mnie wizja ponownego szycia 70 guzików i obszywania dziurek.
przymierzyłam również wszystkie moje suknie i co najdziwniejsze trzeba je pozwężać! jupi! okazało się również, że w amoku przed G10 trochę za mocno poobcinałam doły sukien.
czerwony surcot straci futro. nie wygląda z nim najlepiej, nie wiem jeszcze czym zastąpię szerokie obszycia z norek (które na marginesie strasznie linieją).
mam w zapasie jeszcze 4 metry czerwonego lnu i chyba to będzie materiał na jedyna moją nową suknię.
małżonkowi z kolei, jak co roku, przydadzą się nowe nogawice i spodnie z saczkiem. heh, nie lubię szyć męskich ciuchów.
z wyzwań krawieckich mam gorset i kilka wikińskich ubrań:] no i buty:]:]:] skóra na nie leży w szafie już trochę ponad rok.
żeby poprawić sobie finanse (nie mam jeszcze lepszej pracy, niestety) wyprzedaje książki na allegro i składam biżuterię. zatem, jeśli ktokolwiek ma ochotę na filcowo-kulkowe kolczyki zapraszam:]
dzis też w ramach eksperymentów medieval w kuchni upiekłam chleb żytni z miodem. studzi sie teraz i pachnie oszałamiająco. mam nadzieję, że ten egzemplarz będzie nieco bardziej kompatybilny z rzeczywistością aniżeli poprzedni, który w sumie smakował doskonale, ale wyszedł w dość twardej skorupie. małżonek stwierdził, że to był krasnoludzki chleb oblężniczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz