są niekiedy takie dni, że nic nie wychodzi. i właśnie mam taki dzień. do wyjazdu na Grunwald został ledwie tydzień, a ja, jak co roku o tej porze jestem jeszcze w proszku. przynajmniej zamówienia skończyłam:]
pikowałam dziś rękawy purpointa małżonka i okazuje sie że po pozszywaniu wszystkich warstw się nie schodzą. moja biała cotehardie wyszła pierwotnie w obszerności worka, po zwężeniu nie mieszczę sie w niej w biuście (ratunkowo będę wszywać kliny pod pachy, jednak sukienka pójdzie na sprzedaż). mam wełne na suknie spodnią i totalny brak czasu na wycięcie i zszycie. aha, i jeszcze jedno, w nowym dublecie małżonka, lekkim, len na bawełnie, zabrakłoo mi lnu na jeden rękaw. a najgorsze że materiał kupowałam jakoś na resztkach i przez internet, zatem nie ma opcji by zdobyć brakujący kawałek. grrrr!
to naprawdę nie najlepszy dzień nna szycie:/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz